Nie będę kłamać, przyznam się bez bicia- potrafię krzyczeć na swoich synków. Zazwyczaj podczas porannego zbierania się do przedszkola, kiedy zamiast myć się i ubierać zaczynają się kłócić i przepychać a ja wiem, że za pięć minut musimy wyjść z domu, żebym znowu nie spóźniła się do pracy… :angry:
Potem jest mi strasznie głupio, wstydzę się swojej słabości. Ale w niektórych momentach po prostu nie wytrzymuję! Złość bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. Wtedy myślę: przecież ja też jestem człowiekiem, nie mam nerwów ze stali i potrafię być zmęczona tym ciągłym pośpiechem. Wiem, że na dzieci nie powinno się krzyczeć, to nie jest metoda wychowawcza. Napiszcie, czy wam tez się to zdarza? I jak trzymać nerwy na wodzy? Metoda liczenia do dziesięciu nie działa :unsure: